poniedziałek, 13 lutego 2012

Piętno

Na marginesie Bez imienia Sławomira Płatka *

Leży przede mną debiutancki tomik poety z rocznika 1974( jak dobre wino)o prowokacyjnym nieco tytule. Pierwsze wrażenie? Tytuł zdaje się być uszczknięty ze znanej frazy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego Oto jest chwila bez imienia Ale tylko się zdaje. Bo Bez imienia nosi inne piętno. I tropy są inne. Co nie znaczy ,że poetyka Płatka nie czerpie z tradycji. Wręcz przeciwnie.
Książka de facto składa się z trzech autonomicznych części ,ściśle ze sobą powiązanych ,z trzech poetyckich kosmogonii ,bo Płatek jest tu Demirugiem słowa, poczynając od Aleksandrii (kłania się Konstandinos Kawafis) zapisie retrospektywnym ,utraconej Arkadii przekornie nazwanej jednak Aleksandrią. Nie przypadkowo. Dalsze 2 cykle: Przerywnik z punktu A do punktu B i zdrowa tkanka mocno tkwią w tym co nazywamy naszym dziedzictwem .
Swoiste credo poety w wierszu zdrowa tkanka - zaskakuje teologiczną pointą .
Boże jestem tu
z odciętymi rękami nogami
wyłupionymi oczami
czekam
boję się

Wbrew deklaracji - nie lękajmy się !
Bardziej metodyczne omówienie tej poezji przekracza ramy tego szkicu, i chwilowo(mea culpa !) możliwości piszącego te słowa.
Chciałbym wskazać jedynie na niektóre, bardziej widoczne rysy tego zbioru.
To jest indywidualne doświadczanie świata. Jak w palimpseście nakładają się przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Utkani jesteśmy z dziecięcych mitologii, młodzieńczych burz i dorosłych rozczarowań. To właśnie ujęcie w jednym doświadczeniu różnorodności świata jest zadaniem sztuki i religii(sic!), i chyba najważniejszym zadaniem poezji, uosobieniem pragnienia poetów wszystkich epok.
Wracając do bezimiennych wierszy każdy w zbiorze nosi swoje imię,piętno, jest podporządkowany pewnej regule. Jakiej? Nie zdradzę. To zostawiam czytelnikowi.
Ten tomik zaskakująco dojrzałych i bardzo dobrych wierszy, prowokuje do myślenia, odnajdywania licznych tropów i kodów. Czytając bez imienia odbywamy ( jak najbardziej pluralis majestatis) podróż w słowo , w czas i przestrzeń. W mitycznych i realnych Prabutach na trasie linii kolejowej Warszawa - Gdańsk(i odwrotnie )zdejmujemy obuwie i pędzimy przez Polskę z Trójmiasta via Mławę, Warszawę poprzez Beskidy do kolebki Śródziemnomorza. Usatysfakcjonowani.

* Sławomir Płatek bez imienia , Warszawa 2010.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz